Narzekanie na małżeństwo
Marcel Achard powiedział kiedyś, że „istnieje małżeństwo, które sprawia mężczyźnie niekłamaną radość – zaślubiny jego córki” Szczerze przyznam, że mam już dość narzekań na instytucję małżeństwa. Kulturowo i cywilizacyjnie jesteśmy z góry przeznaczeni do życia w parach sformalizowanych i kijem Wisły nikt nie zawróci. Statystycznie co piąty małżonek (obojga płci) po kilku latach małżeństwa dopuszcza się zdrady – mniejszej lub większej – a połowa z tej reszty jest niezadowolona ze swojego związku. Chodzimy między frustratami. Statystyki są i tak bardzo ogólne, bo część zdradzających się do tego nie przyznaje nawet w anonimowej ankiecie. Część jeszcze „chciałaby a boi się” lub nie miała okazji. Decydując się na ślub, każdy powinien dobrze przemyśleć swoją decyzję i konsekwentnie brać na klatę to, co niesie ze sobą decyzja. Facet, który wychodzi sam z inicjatywą poślubienia obiektu swoich uczuć, a w kilka lat później szuka okazji do zaliczenia czegoś na boku, jest słaby. Akurat decyzja o ślubie pociąga za sobą ogromne konsekwencje na całe życie. Jeśli ktoś nie potrafi wywiązać się z danego słowa, to jest dupa, a nie facet. Faktem jest, że nie każdy związek jest udany, a decyzje o zawarciu małżeństwa bywają zbyt pośpieszne. Ale od tego jest rozwód i druga szansa. Uciekanie do wyra innej jest zwyczajnie żałosne. Więcej odwagi i odpowiedzialności za swoje decyzje. O odpowiedzialności kobiet nie zamierzam pisać, bo nią nie jestem. Ta, która zdradza, na pewno szuka poza związkiem tego, czego jej brak u boku męża. Warto więc spojrzeć od czasu do czasu w lustro i przeanalizować swoją pozycję na kilku polach. Czasem warto to zrobić dla samego siebie. Narzekanie na własne małżeństwo, to sranie we własne gniazdo i świadczy tylko o osobie, która krytycznie wypowiada się o swoim związku. Ale o tym już naprawdę niewielu pamieta.
PS. I jeszcze na koniec - jak Google widzi słowo "małżeństwo"
Dodaj komentarz