Błogosłąwiona niewiedza
Emil Zola powiedział kiedyś, że nadmiar wiedzy jest równie szkodliwy, jak jej brak. A ja tylko dodam, błogosławiona niewiedza uszczęśliwia życie zwykłego człowieka. Kiedy byłem małym chłopcem, wiele radości sprawiały mi zabawy na plaży. Mogłem godzinami stawiać zamki z piasku i zalewać fosy wodą z morza. To były beztroskie lata, kiedy w jednej łapie trzymało się łopatkę, a w drugiej loda na patyku, kupionego od pana, który chodził po plaży i i krzyczał, co ma na sprzedaż. Dzisiaj nie miałbym zaufania do jego przenośnej lodóweczki i aktualnej książeczki sanepidowskiej, a poza tym, nie zdecydowałbym się na zdjęcie obuwia na piasku, po którym przechadzają się boso dziesiątki tysięcy (nie tylko) Polaków i Polek. To jest jeden wielki burdel dla bakterii i wirusów z całego kraju, które mieszają się ze sobą na plaży. Drobne skaleczenia, stupy, ropnie, grzybica, wszystko pięknie schodzi na maleńkie ziarenka piasku, które jak panierka przylegają do innych ludzi i dzieci. Nie wspomnę już o psach i mewach srających gdzie popadnie. Pewnie kilkanaście procent (może więcej?) plażowiczów robi to samo ale w wydmach lub w wodzie, którą się później zachłystujemy. Sama natura. Kiedy byłem mały, smakowała mi pasztetowa. Nie przeszkadzał mi nawet ten delikatny papierowy posmak. Dziś już wiem, że to mógł być faktycznie papier ładowany do pasztetu. W końcu, namoczony, sporo waży. Jak byłem mały, biegałem z otwartą buzią, bo tak było wygodniej. W końcu zobaczyłem duszącą się kobietę, którą użądliła osa w język. Błogosławiona niewiedza, albowiem tylko ona pozwala na czerpanie radości z życia i utrzymuje szczęściarzy przy życiu.
Dodaj komentarz